Witam wszystkich
Dziękuję za bycie. Po prostu za to,że jesteście. Wiem,że totalnie się wypaliłam z pisaniem. Zresztą samej nie trudno to zauważyć po tym,że coraz mniej fanów czyta mój blog. Tak jak kiedys pisałam jestem tu nie dla sławy,ale dla siebie no i dla Was.
Słuchajcie moi kochani
Wspominałam coś o wcierce bursztynowej Jantar,prawda?
Otóż od 3 tygodni regularnie ją wcierałam wieczorem po myciu włosów. Oczywiście zaraz wszystko odnośnie tego produktu Wam napiszę jednak na wstępie zaznaczę,że efekt nie jest taki na jaki liczyłam
Kupiłam wcierkę w aptece DOZ. Pierwsze co mnie mega zachęciło do zakupu to jej cena. Kosztowała na promocji 9zł więc stwierdziłam,że za tą cenę nie mogę sobie odmówić. Zaczęłam ją stosować tego samego dnia co wyszłam mega rozwścieczona od fryzjera i wielce pocieszona ruszyłam do domu żeby ją wy testować na sobie. Potem też doszły drożdże,ale o nich potem. Pierwsze co mnie w niej mega urzekło to zapach. Słuchajcie ona pachnie tak jak prawdziwa woda kolońska. Jest płynna, nie ma postaci żelu czy galaretki. Po drugie jestem zadowolona z wydajności produktu. Ogólnie kuracja trwa 3 tygodnie i moja tyle dokładnie trwała, potem jest tydzień przerwy i znowu powtórka z rozrywki. Buteleczki nie oszczędzałam i mimo to zostało mi 1/4 opakowania więc na początek nowego cyklu będzie. Co jeszcze mogę o niej napisać?
Może najważniejsze. Zaznaczam,że efekty takie a nie inne przy równomiernym piciu drożdży.
Po 3 tygodniach moje włosy :
a) przestały wypadać i się łamać
b) stały się grubsze
c) urosły 2 cm
d) mniej się tłuszczą
Jesli o mnie chodzi kuracja jest jak najbardziej na tak. Po drożdżach
efekty są chyba troszkę widoczne również na twarzy i paznokciach.
a) paznokcie mniej się łamią
b) paznokcie szybciej rosną
c) pojawiło się mniej wyprysków, skóra jest bardziej rozjaśniona i przejrzysta
d) umiarkowała się produkcja sebum
Także jeśli o mnie chodzi i o moją kurację póki co jestem mega zadowolona. Zwłaszcza,że jest to tania i skuteczna alternatywa
A teraz recenzja
Nie wiedziałam czy ją tutaj dla Was dodać,ale słuchajcie stwierdziłam,że jest to temat niby kosmetyczny ale zawsze więc warto zahaczyć też o inne produkty
Dzisiaj chciałabym troszkę dla Was napisać o moich spostrzeżeniach na temat mojej torebki i teog co się z nią stało.
Nie tak dawno bo miesiąc temu naskładałam sobie grubo 500zł i chciałam kupić za to torbę marzeń. Torebkę z Michaela Korsa. Wiem,że za to nowej nie kupię jeśli chcę oryginał. No ale mam konto na vinted więc zaczęłam tam poszukiwania. Znalazłam czarną, świetny krój ( ala łódeczka ale shopper) i napisałam do dziewczyny odnośnie kupna. Z racji tego że była z Krakowa zdecydowałam się odebrać ją sama i wiedzieć co kupuję. Okej super heppi itp itd aż do tamtego tygodnia. Okazało się , że torebka jest kradziona !
Numer seryjny tego modelu ktoś zgłosił na policję . Dla mnie początkowo to był absurd no bo jak można ukraść torbę ale stwierdziłam,że dzwonię do tej Pani i to wyjaśniam. Na szczęście oddała mi 300 zł, ale w życiu z czymś takim nie miałam do czynienia
Co do mnie to never again !
Wiem,że to jest zabawne a wręcz żałosne,ale dla mnie nie było kiedy kolega, który akurat miał staż na komisariacie dzwoni z wiadomością,że mam trefny towar. Oczywiście dziewczyna od której kupiłam a potem oddałam nie wiedziała ,że ja wiem
Zabawne i żałosne ~jeszcze raz
Wasza NiktWaznyKochanie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz